Martwa Kronika
Naturalny porządek legł w gruzach. Zapanował chaos. Na początku ludzkość nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji tego zjawiska. Gdy było już za późno, nikt nie potrafił odpowiedzieć na najważniejsze, zdawałoby się, pytanie: "jak to możliwe?". Teraz, gdy nie ma już nadziei, właściwszym pytaniem byłoby: "dlaczego?". Tylko czy po tym wszystkim, ktoś odważyłby się o to zapytać? Wątpię. Jednego jestem pewien. Świat umarł tamtego dnia, kiedy to wszystko się zaczęło. My zaczęliśmy umierać razem z nim.
Horror Online zaprasza:
Zainfekowanych internautów:
20.03.2011
Grabarz
Roman stał nad świeżo wykopanym grobem ze szpadlem w dłoni. Zmęczył się, wszak wczoraj trochę popił. Była okazja, urodziny najlepszego przyjaciela. Wypił tyle, że obudził się wczesnym rankiem, niedaleko swojego domu. Ból głowy obudził się razem z nim.
Zza pleców grabarza wyłonił się Przemek. W przeciwieństwie do Romana, człowieka po czterdziestce, był młody. Wcześniej skończył edukację. Ojciec, szef lokalnej firmy pogrzebowej, załatwił mu fuchę na cmentarzu.
- Czego chcesz, młody? - zapytał Roman. W głowie mu huczało, nie miał ochoty na rozmowę.
- Niedługo mają przywieźć tą kobietę do kaplicy - odparł młodzieniec. Utkwił wzrok w wykopanym dole.
Na horyzoncie zagrzmiało. Zanosiło się na solidną ulewę.
- Lepiej idź zobaczyć gdzie mamy to rozkładane zadaszenie. Coś czuję, że się dzisiaj przyda - Roman naprawdę chciał, aby chłopak dał mu spokój.
Przemek spojrzał na Romana, po czym oddalił się w kierunku drewnianej szopki, niedaleko ogrodzenia. Zmęczony życiem grabarz wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Tym razem zagrzmiało mocniej. Zbliżała się burza.
Pierwsze opady właśnie dały o sobie znać, uderzając o witraże w kaplicy. Roman siedział wewnątrz budynku. Przynajmniej teraz miał spokój, gdyż Przemek otrzymał zadanie odrestaurowania zadaszenia. Z zewnątrz rozległ się warkot silnika. Kierowca zatrąbił. Grabarz zaklął w duchu. Nie spodziewał się, że "klient" przyjedzie tak szybko. W końcu ten cmentarz został wybudowany na kompletnym odludziu. Do miasteczka jechało się dobre dwadzieścia minut.
Zbyszek, kierowca karawanu, znał Romana bardzo dobrze. Był od niego niewiele starszy. Nie raz ucinali sobie pogawędki, podczas służbowych spotkań przed drzwiami kaplicy. Oczywiście "klientem" zajmowało się wtedy młodsze pokolenie.
- Biedna staruszka - rozpoczął rozmowę Zbyszek, choć bardziej skupiał się na coraz to mocniej padającym deszczu.
Roman tylko przytaknął. Nie lubił rozczulać się nad zmarłymi. Chodź jego pracą było zapewniać trupom wieczny odpoczynek, głęboko pod ziemią, traktował to tylko i wyłącznie jako formę zarobku. Zapadła cisza. Grabarz wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.
- Przez te twoje pety, kiedyś cię tu przywiozę - stwierdził Zbyszek. Roman tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Kiedyś wszyscy tutaj skończymy - podsumował grabarz, zaciągając się dymem.
Zagrzmiało po raz kolejny. Burza była bardzo blisko.
- My będziemy jechać. Widzę, że dzisiaj cie nie garnie do rozmowy, poza tym mamy jeszcze jednego... Cóż. Jakiś taki niewyraźny jesteś - zauważył Zbyszek.
Roman spojrzał na kolegę. Przytaknął. Zerknął na zegarek. Godzina jedenasta, jeszcze trochę tutaj pobędzie.
- Zbierajcie się - krzyknął Zbyszek, przez uchylone drzwi - Jedziemy dalej!
Burza rozpętała się na dobre, gdy Roman wraz z Przemkiem skończyli rozkładać zadaszenie nad świeżo wykopanym grobem. Po wszystkim udali się w stronę kaplicy.
Gdy byli już przed budynkiem, Roman postanowił zapalić papierosa. Przemek nie przejął się tym i wszedł do środka. Grabarz zaczął rozmyślać o wczorajszym dniu. Przez ten deszcz głowa bolała go jeszcze bardziej. Zagrzmiało. Sprawdził czy nikt nie zbliża się od strony miasteczka. Niedługo powinni przybyć żałobnicy.
W pewnej chwili grabarz dostrzegł w oddali mężczyznę. Poruszał się ślamazarnie, pomiędzy nowo postawionymi grobami. Roman doszedł do wniosku, że facet też jest wczorajszy. Mężczyzna spojrzał na stojącego w oddali grabarza i otworzył usta. Gdy Roman chciał już krzyknąć, żeby schował się przed deszczem przed kaplicą, usłyszał coś niepokojącego.
Wewnątrz kaplicy rozległ się łomot. Coś runęło na ziemię. Trumna! Roman wyrwał się z letargu. Czym prędzej wyrzucił niedopałek i wszedł do kaplicy.
Będąc w środku zauważył, że trumna rzeczywiście leży na ziemi. Rozejrzał się dookoła. Krew! Na podłodze była krew! Wszystkie wieńce na cześć zmarłej zostały porozrzucane. Gdzie jest Przemek? Grabarz nie zdąrzył się nad tym zastanowić. Poczuł, że coś gryzie go w ramię. Krzyknął z bólu. Instynktownie odepchnął napastnika. Starsza kobieta wylądowała na ziemi, tuż obok ciała martwego Przemka.
Roman chwycił się za ranne ramię. Krwawił. Doznał szoku. Przemek leżał w koncie kaplicy z rozszarpanym gardłem. Kobieta powoli zaczęła wstawać z ziemi. Grabarz zauważył na jej ustach krew. Mnóstwo krwi, również na ubraniu. Staruszka spojrzała na Romana pustym wzrokiem. Tego było za wiele. Grabarz wybiegł na zewnątrz.
Gdy już ochłonął stojąc w strugach deszczu, zauważył, że znajomy mu mężczyzna idzie w jego kierunku główną alejką. Roman postanowił ruszyć w jego stronę.
- Proszę pana! Czy ma pan telefon? Muszę zadzwonić!
Mężczyzna wyciągnął ręcę w kierunku grabarza. Roman zbliżył się do niego na odległość kilku metrów. Wtedy zauważył coś dziwnego. Jego oczy. Pustka, taka sama jak u kobiety z kaplicy. Zbliżający się mężczyzna otworzył usta. Wtedy to Roman przeraził się jeszcze bardziej. Usłyszał jęk, skowyt tak charakterystyczny, że ciarki przeszły mu po plecach. Bez chwili zastanowienia, uciskając ranę, rzucił się do ucieczki.
Droga do miasteczka wiodła przez las. Roman szedł bardzo szybko. Spojrzał na zegarek. Z nadzieją wypatrywał nadjeżdżających samochodów. Spóźniali się, pogrzeb powinien zacząć się jakieś dwie minuty temu. Poczuł ukłucie w rannym ramieniu. W pewnej chwili się przewrócił. Wstał umorusany błotem. Rozejrzał się chaotycznie dookoła. Nie widział nic, oprócz padającego deszczu.
W oddali dało się zauważyć mrugnięcie świateł. A jednak, jakiś samochód. Roman ruszył w kierunku źródła światła. Wkrótce zauważył pojazd. Był to karawan pogrzebowy, którym przetransportowano zwłoki tamtej kobiety.
- Zbyszek - wyszeptał wyziębiony Roman - Zbyszek! - starał się podnieść ton na tyle na ile to możliwe.
Gdy podszedł do auta, zdał sobie sprawę, że nikogo nie ma w środku. Co więcej, wszystkie drzwi były otwarte. Usiadł w fotelu kierowcy, usilnie poszukując kluczyków. Nie znalazł ich. Uderzył pięścią w kierownicę. Otrzeźwił go dopiero sygnał klaksonu.
Roman oparł ręce na kierownicy i położył na nich głowę. Nie zamknął drzwi za sobą. Deszcz uderzał w przednią szybę karawanu. Zagrzmiało. Nagle, tuż przy samochodzie, pojawiła się sylwetka. Powolnym krokiem zbliżała się do Romana. Grabarz oparł się o siedzenie i przymknął oczy. Zbliżający się mężczyzna w jednej chwili wtopił zęby w ranne ramię grabarza. Krew trysnęła na nowo. Roman krzyknął, po czym odepchnął napastnika. Czym prędzej zamknął drzwi. Spojrzał na pokrytego błotem, podnoszącego się agresora. Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Napastnikiem okazał się Zbyszek.
Grabarz szybko upewnił się, że wszystkie drzwi są zamknięte. Poczuł ostry ból w rannym ramieniu. Rana nie przestawała krwawić. Zbyszek zaczął uderzać rękoma w szybę, wydając przy tym z siebie dźwięk który tak przeraził Romana na cmentarzu. Pustka. Taka sama jak u tamtej kobiety.
Roman oparł się o siedzenie. Przymknął oczy. Walenie w szybę niepokoiło go jeszcze tylko przez jakiś czas.
Wkrótce ulewa się skończyła. Czarny karawan pogrzebowy stał na drodze, łączącej miejscowy cmentarz z miasteczkiem. Wokół nie było nikogo. Promienie słońca oświetliły przednią szybę pojazdu. Ktoś siedział w środku. Mężczyzna, grabarz z pobliskiego cmentarza. Jego głowa opierała się o siedzenie. Martwy? W pewnej chwili otworzył oczy. Królowała w nich pustka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)